Dwie koleżanki z Polski postanowiły udać się w podróż życia na drugi koniec świata (do Krakowa) niespodziewanie szybkim środkiem transportu publicznego (pociągiem).
Dwóch kolegów z Włoch postanowiło udać się w podróż życia na drugi koniec świata (do Krakowa) jeszcze szybszym środkiem transportu publicznego (samolotem).
Co łączy tych czworo nieznajomych? Czy ich losy splotą się w niespodziewanych okolicznościach? Czy będą wieczorne spacery, romanse, wieloletnie przyjaźnie? Koniecznie zostań do końca tego artykułu i przekonaj się!
A jeśli chcesz zobaczyć, jakie miejsca w Krakowie warto zwiedzić, sprawdź ten post!
Doprawdy, próbowałam ubrać ten wpis w słowa na wiele sposobów. Tym razem postawiłam na porywający storytelling. Ale uwierz, to nie będzie byle jaka opowieść! Ta historia wydarzyła się naprawdę i przyprawi Cię o gęsią skórkę.

Historia pewnej podróży do Krakowa…
Był letni, pogodny wieczór. Po ośmiu godzinach podróży pociągiem ze Szczecina do Krakowa postanowiłyśmy z koleżanką udać się do zarezerwowanego apartamentu, by przygotować się na ciąg dalszy naszej eskapady. Czterdzieści minut w tym przypadku przeszło piechotą. Po tym czasie dotarłyśmy na miejsce. Naszym oczom ukazał się żółty budynek przy ulicy Mostowej na zachwycającym, krakowskim Kazimierzu. Tak, tuż obok tego pięknego mostu z kłódkami zakochanych, z których 60% rozeszło się rok później, 30% rozwiodło, a pozostałe 10%… Dobra, ubarwiam, po prostu bawią mnie te kłódki. Co z tym apartamentem? Z daleka na fasadzie budynku lśniła złota tabliczka z napisem „XXX APARTMENTS coś tam, coś tam”. Nie podam nazwy, ale wyszukanie tego nie będzie trudnym zadaniem. Kod do głównej bramy poznałyśmy przez telefon. Udałyśmy się przez podwórko do naszej klatki. Blok był połączony z siedzibą MOPS-u, ale właściwie nam to nie przeszkadzało. Hmm, klucze, gdzie mogą być klucze? A, pod wycieraczką są!
Jeszcze się nie zaświeciła lampeczka w głowie? Jak otworzyłyśmy drzwi, wcale lepiej nie było. Ale dobra, przyjechałyśmy tu się szlajać po mieście i robić fotki, N. dodatkowo idzie na koncert. Chcemy się tu TYLKO wykąpać i wyspać.
Czy w naszym apartamencie można było się wykąpać i wyspać?
…
Tutaj macie zdjęcia naszego prysznica. Nie wiem, na ile to widać, ale w normalnym prysznicu woda leci na dół i rozprasza się na boki pod kątem około 45 stopni. W naszym apartamencie woda leciała na boki i ewentualnie od tej krzywizny rozpraszała się do pionu pod kątem 45 stopni. Coś tam się inżynierom pokiełbasiło. Nie muszę chyba dodawać, że cała łazienka była potem zalana wodą?

Byłabym zapomniała. Był dostęp do kuchni. Na klatce, między naszymi a sąsiednimi drzwiami, na jakimś stoliku stała mikrofalówka. Chyba była tam też pralka. A w naszym pokoju na parapecie znajdowała się jednopalnikowa (brudna) kuchenka elektryczna. Ale przysięgam, to, to jeszcze nic!
Najgorszy nocleg w Krakowie – dzień pierwszy
Pierwszego dnia zrobiłyśmy paręnaście kilometrów na piechotę. Cokolwiek nie działoby się w hostelu, nic nie mogło mi obrzydzić Krakowa. To miasto jest przepiękne i zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Bardziej, niż w Warszawie.
Była godzina prawie 23. Jako pierwsza poszłam pod nasz cudowny inaczej prysznic. N. relacjonowała zza drzwi, że na klatce słychać jakieś spadające butelki i krzyki. Po chwili jednak hałasy ucichły. Wyszłam spod prysznica i napawałam się pięknem pościeli w misie. Siedziałyśmy tak zmęczone w ciszy. Do czasu.
– Uch! – nie dało się nie słyszeć męskich jęków z klatki schodowej.
– Uchłełełeleyyyyyyyyy – stękanie było coraz mocniejsze.
Siedziałyśmy jak wryte.
– Czy tam ktoś sobie właśnie robi dobrze – zapytała N. z widoczną na twarzy odrazą.
Najpierw poczułyśmy obrzydzenie. Potem strach. Nie minęłyśmy się do tej pory z żadnym lokatorem. Byłyśmy same na piętrze, a przynajmniej tak myślałyśmy. Dwie dziewczyny i jakiś oblech na zewnątrz. N. dalej siedziała jak wryta. Ja niby chciałam wyjść i otworzyć drzwi, ale walczyłam ze sobą. Bałam się przeraźliwie. Adrenalina pewnie pomogłaby mi się obronić, ale strach był równie ogromny, co nerwy. Trochę nas zatkało i czas na chwilę się zatrzymał. Chyba podświadomie czekałyśmy na jakieś zbawienie.
– Hey, do you need ambulance? – usłyszałyśmy z korytarza. Wtedy już obie poderwałyśmy się do drzwi. Czyżby to nie były jęki zboczeńca, a rannego człowieka?
Wybiegłyśmy na klatkę (miałyśmy jakieś dwa metry do drzwi, w końcu apartament miał 2×2 metry) i zobaczyłyśmy dwóch mężczyzn męskich w każdym calu oraz jednego niedomagającego faceta, leżącego na dnie schodów głową w dół. Na górze, pod naszymi nogami ostała się pusta butelka po Perle Chmielowej i telefon komórkowy.
Jakiś człowiek przyszedł z podwórka i wszedł na klatkę. Cóż za standardy bezpieczeństwa w tych krakowskich apartamentach!
Ale, ale! Chyba nie myślicie, że to było najgorsze, prawda?

Pst! To też jest fajne 🙂
- „Jak nas widzą” – będziecie kląć z oburzenia! [RECENZJA]
- Jak przestać porównywać się z innymi ludźmi?
- Dlaczego nie mam celu w życiu i nie zamierzam wieszać się z tego powodu?
To było najgorsze – obcy w pokoju!
Okazało się, że nasi sąsiedzi przybyli z Włoch. Pierwszy raz w Polsce. Podobnie jak my, dostali się do środka wpisując kod przy bramie. A jak dostali się do pokoju? Klucz pod wycieraczką. Oh, wait! Jaki klucz? Drzwi przecież były otwarte. A w środku? W środku na ich łóżku leżał obszczany, pijany koleś. Żeby nie było, facet był na tyle kulturalny, że grzecznie zapytał ich, czy może przenocować w tym pokoju…
Pierwszy raz w Polsce. Pięknie. Zapamiętają tę podróż do końca życia. Zresztą, nie omieszkali nas zapytać, czy w tym kraju to normalne, że ludzie piją na umór. I co im odpowiedzieć, kiedy u nas co sezon kawa w markecie drożeje o kolejne 2 złote, a pół litra Żubrówki od 4 lat można niezmiennie kupić za 19,99zł?
– Nie, na przykład my jesteśmy normalne – nie wiem, czy ich to jakkolwiek przekonało.

Najgorszy nocleg w Krakowie i żenująca postawa zarządcy
Co zrobić w takiej sytuacji? Od kolegów z naprzeciwka dowiedziałyśmy się, że zadzwonili do właścicieli powiadomić ich o tym, co się zdarzyło. Ci mieli przyjechać wraz z policją. My również zadzwoniłyśmy do nich i dowiedziałyśmy się, że będą za 20 minut. No i przyjechali. My już prawie szykowaliśmy dowody osobiste, policja pewnie będzie chciała zapytać o szczegóły.
Ale moment, jaka policja?
Właściciele, a raczej zarządcy nieruchomości weszli do nas na górę. Dowiedzieliśmy się, że:
- taka sytuacja nigdy wcześniej nie miała miejsca,
- to normalne, że w Krakowie bezdomni wchodzą na klatki do hosteli (what?!),
- policja tego pana zabierze i już nie będzie nas niepokoił,
- ten pan nocował tu dwa tygodnie wcześniej, zapamiętał kod i wiedział, że klucze są pod wycieraczką,
- kodu do bramy zmieniać nie będą,
- klucze dalej będą pod wycieraczkami, ale na pewno w przyszłości to zmienią,
- tak w ogóle, to nie ma się czego bać, bo on nam gwarantuje, że sytuacja się więcej nie powtórzy i tu jest bezpiecznie.
Opiekunowie budynku zeszli na dół. My oraz dwójka naszych nowych kolegów zostaliśmy na górze. Po chwili jeden z nich, Filippo, zapytał, gdzie policja i o co tu właściwie chodzi. Cóż, nie wiedziałyśmy, jak mu powiedzieć, że nikt z tym nic nie zrobi. Włoch zszedł na dół i przyszedł po paru minutach. Co się okazało? Że pan, którego już tu ponoć nie było, stoi ledwo na własnych nogach, a para przekonuje go, że musi opuścić podwórko. Że właściwie, to wygląda, jakby się znali. I że żadnej policji nigdzie nie ma.
Pan zarządca wrócił na górę powiedzieć nam, że sytuacja opanowana i już się nie ma czego bać. Stał naprzeciw mnie i kłamał prosto w oczy, uśmiechając się przy tym, jakby to wszystko było kręcone ukrytą kamerą. Byłam tak wściekła, że miałam gdzieś to jego bajadurzenie. Ale wiesz, co jest najgorsze? Ani razu nie usłyszeliśmy słowa „przepraszam”. Null, zero. Nie ma za co przepraszać. Choć teraz się nie dziwię, bo to raczej standard w tamtych progach. To, co w normalnych hostelu uznano by za włamanie, tu „czasem się zdarza i jest normalne”.
Natomiast po tej sytuacji dowiedziałam się o sobie dwóch rzeczy:
- jak się rozgadam po angielsku, to czasem nikt mnie nie rozumie, nawet ja sama,
- kiedy jestem stanowcza, to ludzie się mnie boją. 😀
Ponoć w trakcie naszej rozmowy towarzyszka zarządcy szukała ratunku w oczach mojej koleżanki (a przynajmniej taką informację otrzymałam – koleżanka uznała, że ona się odzywać nie musi, bo ja zrobiłam całą robotę 🙂 ). Może pani myślała, że N. powie, żebym dała sobie spokój. Ale przysięgam, byłam bardzo kulturalna, tylko stanowcza. Nie używałam wyzwisk, nie podnosiłam głosu, nie krzyczałam. Nie ukrywałam oburzenia, co to, to nie.
– Czy pan siebie słyszy? – nie wiem, co strasznego jest w tym zdaniu. Z pewnością nie jest niczym miłym słuchanie takich słów. Lecz mi również nie było miło, gdy usłyszałam, że pijanego mężczyznę zabrała policja i „już go tu nie ma”, po czym okazało się, że pan ciągle był na dole, a żadnej policji nikt nie wzywał.
Ale to jeszcze była sytuacja do opanowania, gdyby tylko zarządcy zachowali się jak należy. Wystarczyło wziąć winę na klatę, jak najszybciej ogarnąć środki zapobiegawcze i przeprosić. Tymczasem nas olano, praktycznie wyśmiano. A, przepraszam. Dostałyśmy za to 30zł rabatu (z prawie 400zł za pobyt).

Najgorszy nocleg w Krakowie – dzień drugi
Kolejnego dnia rzeczywiście żaden obcy człowiek nie pojawił się na klatce. Za to towarzystwo z dołu dobrze się bawiło. Za dobrze.
– Sebaaaaaaa, pijesz? Czemu nie pijesz? Pij Seba! – połączone z jebitnym trzaskaniem drzwiami. I tak od trzeciej rano, kiedy to N. obudziło szarpanie za naszą klamkę i pukanie do każdego pokoju, aż do piątej. O piątej ja się wybudziłam.
Tak leżałyśmy sobie coraz to bardziej wnerwione. Pierwszej nocy spałyśmy godzinę ze strachu, że znowu ktoś obcy może się pałętać po klatce. Teraz spać się nie dało.
– Seeeeeebaaaaa! – jeb drzwiami. – Sebaaaaaaa! – jeb drzwiami. Echo niosło się po całej klatce.
No i tu miarka się przebrała.
Po raz kolejny adrenalina wezbrała we mnie tak mocno, że nawet, gdyby pijany koleś do mnie skakał, to chyba nie dałby mi rady. No dobra, pewnie uciekałabym w podskokach, ale byłam mega wściekła.
– Zamknąć się w końcu, albo na policję zadzwonię! – krzyknęłam z góry.
– Kim ty kurwa jesteś? – usłyszałam w odpowiedzi.
– Jak zadzwonię na policję, to się dowiesz, kim kurwa jestem! – przyznaję, że z każdym dniem pobytu w apartamencie przy ulicy Mostowej, moje możliwości dyplomatyczne malały do zera.
I zadziała się magia. Nagle koledzy zaczęli uciszać jegomościa, który policji się nie bał ani trochę. No ale znajomi się bali, więc po kilku minutach nastała względna cisza.
Najgorszy nocleg w Krakowie – dzień trzeci
Trzeciej, ostatniej nocy było nam wszystko jedno, czy się wyśpimy. Byłyśmy tak przemęczone, że marzyłyśmy o kimaniu w wygodnym i cichym (w porównaniu do apartamentu) pociągu. W ciągu ośmiogodzinnej podróży spałyśmy więcej i lepiej, niż przez 3 dni spędzone w Krakowie.
Gwoli ścisłości. Z tego, co się zorientowałam po powrocie, hostel miał kilka razy zmienianą nazwę. Inna jest na Booking, inna w Google Maps. Nie wiem, czy przy ulicy Mostowej w Krakowie są jeszcze jakieś hostele. Ale nie chcę podawać nazwy „apartamentów”, nie chcę też szkodzić niewinnym, którzy nieszczęśliwe znaleźli się w otoczeniu tego czegoś. Tak więc jeżeli znajdziecie nocleg na ulicy Mostowej, to wystarczy, że sprawdzicie w serwisie Booking, tam wybrzmiewa moja ocena w bardzo podobnym tonie, co tutaj. Tej historii nie da się pomylić z żadną inną. Opinie są też w Google, ale te, z tego co wiem, można usunąć.

Jak wybrać tani i dobry nocleg w Krakowie (i nie tylko)?
Kiedy szukałam noclegu, sprawdzałam oczywiście opinie. Tylko było to raczej przejrzenie ocen niż konkretnych komentarzy – te doczytałam później i spodziewałam się po nich co najwyżej syfu w pokoju. Syfu, nie meliny. Tak więc dobra rada mądrej Polki po szkodzie: czytajcie wszystkie oceny. Sortujcie po najgorszych i najnowszych, z tych dowiecie się najwięcej. W końcu ktoś mógł po negatywnej opinii pójść po rozum do głowy i poprawić warunki w hostelu. Mógł też, podobnie jak państwo z apartamentów przy Mostowej, mieć to totalnie w dupie i od 2017 roku do dziś nie wymienić zepsutej spłuczki i prysznica. A wspólna toaleta na korytarzu miała zepsuty zamek 😀
Co do tych arcyważnych pytań z początku artykułu. Nie było romansów, nie było splecionych dróg. Zmęczeni sąsiedzi poszli spać, a potem nie napotkałyśmy ich już na swojej drodze.
Dwa tygodnie później pojechałam na kolejną wycieczkę do Krakowa i było PRZE-ŚWIE-TNIE! Jak tylko przygotuję wpis o super-ciekawych miejscach, które tam odkryłam, podlinkuję go również tutaj.
P.S. Dziękuję N. za wszystkie te piękne zdjęcia 🙂
Jeśli Tobie również zdarzyły się (nie)ciekawe przygody związane z noclegiem, podziel się tym w komentarzu!
[aktualizacja 29.07.2019]
Chciałam sprawdzić, czy po naszym pobycie opinie w hotelu zmieniły się na lepsze i czy zarządcy podjęli stosowne kroki. Tymczasem opinie w Google zniknęły! Z tego, co wyczytałam, wystarczyło zamknąć poprzednią wizytówkę firmy i stworzyć nową. W ten sposób zaczynają z czystą kartką. Pewnie dlatego na Booking jest około 150 opinii, a w Google było wcześniej 8. Najwyraźniej to stała polityka firmy. Można wystawiać oceny od nowa, ale pewnie właściciele liczą na to, że nikomu nie będzie się chciało wracać do starych spraw. Manipulacja poziom hard.