Lifestyle

Powinnam być dla Ciebie NIKIM, czyli dlaczego ten blog umarł?

Do stworzenia tego wpisu zainspirowała mnie Sandra (serdecznie Cię pozdrawiam!), która napisała do mnie z pytaniem, czy jeszcze piszę i gdzie można mnie znaleźć. Odpowiedź brzmi: nie piszę i nigdzie indziej nie można mnie znaleźć. I na tym mogłabym zakończyć, ale postanowiłam, że po tak długim czasie wytłumaczę Wam, dlaczego właściwie zniknęłam i dlaczego nie mam zamiaru w najbliższej przyszłości (a prawdopodobnie nigdy) pisać już nowych artykułów na tym blogu.

Szczerze? Jeśli ktoś z nowych odwiedzających miałby przeczytać tylko jeden mój wpis, chciałabym, aby to był ten. Rozsiądź się więc, drogi Czytelniku/ droga Czytelniczko wygodnie, weź ciepłą herbatę i zostań ze mną na ostatnią chwilę. Chcę Ci o czymś opowiedzieć.

Dlaczego ten blog w ogóle powstał?

Od tego powinnam chyba zacząć. Blog Lilyfly był dla mnie miejscem, w którym mogłam dzielić się swoimi przemyśleniami. Był też miejscem, w którym pracowałam nad swoimi umiejętnościami związanymi z pisaniem oraz SEO, co było mi przydatne w pracy copywritera. Potencjalnie mogłoby to być w przyszłości również źródło mojego zarobku. Kiedy zaczynałam prowadzić blog, sama inspirowałam się innymi lifestylowymi blogerkami. Czy chciałam być influencerem? Nie wiem. Chciałam mieć pracę, którą będę lubić — a najbardziej lubiłam pisać.

Nie jestem przesadnie skromna, więc nie będę też takiej udawać. Uważam, że odwaliłam tu kawał dobrej roboty. Wpis o tym, Dlaczego nie mam celu w życiu i nie zamierzam wieszać się z tego powodu jest jednym z powodów, dla którego z roku na rok będę przedłużać moją domenę. Dostawałam od Was wiele informacji o tym, jak potrzebne były to słowa. Podobnie było z wpisem o tym, Jak przestać porównywać się z innymi ludźmi oraz artykułami o odchudzaniu czy aplikacji do liczenia kalorii Yazio.

Ale wiecie co? Uważam też, że zrobiłam kilka niedobrych rzeczy. Oceniałam. Wyśmiewałam. Niby nie krytykowałam, ale jednak to robiłam. Pod płaszczykiem „kontrowersji” wylewałam z siebie całkiem nieprzyjemne rzeczy. Ale przede wszystkim — uważałam, że jestem KIMŚ. Nie powiem, że nie utożsamiam się ze słowami, które tu pisałam — gdyby było to dla mnie powodem do wstydu, usunęłam fragmenty artykułów czy całe wpisy. Muszę jednak na chwilę wrócić do tego „bycia KIMŚ” i tytułu prawdopodobnie ostatniego artykułu na tym blogu. Drogi Czytelniku/ droga Czytelniczko — uważam, że to właśnie dla Ciebie powinnam być NIKIM. Dlaczego?

Dlaczego powinnam być dla Ciebie NIKIM?

Tworzenie tego bloga powodowało, że byłam na bieżąco z wieloma wydarzeniami i wieloma opiniami. Wydawało mi się, że w ten sposób mogę zadbać o swoje ideały. Tymczasem temat walki o prawa kobiet sprawił, że całkowicie odcięłam się od środowisk „feministycznych”, choć jednocześnie nauczyłam się w ten sposób ogromnego szacunku do mężczyzn, którzy są czasami odsuwani na bok z samego faktu, że są mężczyznami. To nie walka o równość, tylko przewagę. I to nie walka dla mnie.

Podobnie rzecz wyglądała z innymi wydarzeniami i opiniami. Podczas szukania inspiracji na wpisy karmiłam się hipokryzją i przerostem ego niektórych popularnych influencerów tworzących z przekonaniem o swoim monopolu na prawdę. W pewnym momencie jednak zdałam sobie sprawę z tego, że są dla mnie NIKIM — że to ja sama tworzę swój mały Wszechświat. Uświadomiłam sobie, że ten blog był dla mnie miejscem, w którym mogłam się wykrzyczeć, bo bliskie mi osoby miały w dupie to, co mam do powiedzenia. Ale co najważniejsze, uświadomiłam sobie, że to, co dla mnie jest kolejnym wpisem na blogu, dla kogoś może być wyznacznikiem dobrego postępowania. Jeśli napisałam 1-2 dobre teksty (a te, o których wspomniałam wcześniej, z pełną świadomością uważam za bardzo dobre), to moglibyście mieć wrażenie, że wszystko, co napiszę, takie będzie. Ale ja nie mam monopolu na prawdę. Nikt nie ma.

Mogłabym pisać tu o wielu rzeczach i być może byłoby to dla kogoś pomocne. Mogłabym mówić o tym, jak samemu radzić sobie z przeszłością związaną z DDA. O tym, jak żyć po toksycznym związku. O tym, jak pozbierać się po relacji z osobą o narcystycznej osobowości. O tym, jak realnie budować pewność siebie i poczucie własnej wartości. Ale to są etapy, które każdy musi przejść samodzielnie albo z pomocą specjalisty. Nie z pomocą obcej osoby z internetu.

Sandra zapytała mnie, czy prowadzę terapię i chyba właśnie to jest wisienką na torcie w kwestii tego, co myślę o blogowaniu. I to jest obecnie bardzo duży problem, bo każdy może powiedzieć kilka mądrych rzeczy i nazywać się coachem. Każdy może założyć własny blog i dawać ludziom przepis na życie. Może nawet prowadzić coś w stylu terapii, nazywając to tak, by było zgodne z prawem. Ale to nie jest terapia, to jest substytut przyjaciela, którego każdy z nas potrzebuje. Ktoś każe sobie płacić za to, by przez godzinę być czyimś przyjacielem. To biznes. Takie jest moje zdanie.

Dlaczego nie będzie nowych artykułów na blogu?

To, co robiłam tutaj, było wyłącznie wyrażaniem swojej opinii. I chyba nie chcę w ten sposób dłużej tworzyć w sieci wizerunku. Mogłabym wrzucać tutaj jeden wpis tygodniowo, pisać na mniej lub bardziej ważne tematy, pewnie w ten sposób powstałoby jeszcze kilka dobrych tekstów. Ale sama nie spędzam już czasu na zapoznawaniu się z opiniami randomowych osób z internetu — bo po prawdzie, niewiele mnie te opinie interesują. Zamiast tego wolę ćwiczyć logiczne myślenie i samodzielne wyciąganie wniosków. Dzięki temu mogę sama ocenić informacje, które do mnie docierają. Nie chcę, by influencerzy podświadomie kierowali moim sposobem myślenia i moim postrzeganiem dobra i zła. A kiedy odcięłam się od cudzego postrzegania świata, nauczyłam się widzieć własne potrzeby, poświęciłam czas na autorefleksję, wdrażanie zdrowych nawyków i ćwiczenie samodyscypliny. I nagle okazało się, że mogę osiągać bardzo dużo. I że znalazłam swój upragniony cel — żyć w zgodzie ze sobą w każdym momencie swojego życia i bez wyrzutu pozwalać sobie na zmiany, których potrzebuję. Nie szukać szczęścia na siłę, a dostrzegać je we wszystkim, co robię. W nowej pracy, nowych umiejętnościach, wyjściu na spacer, zjedzeniu smacznego obiadu, spędzaniu chwil samej ze sobą i wspólnie z innymi.

I chyba tak naprawdę robię teraz to, co chciałam zrobić zawsze. Moim celem była chęć pomocy, ale jak pogodzić mówienie innym o tym, żeby zajęli się sobą i nie marnowali czasu, kiedy spamuje się wpisami, newsletterami, e-bookami czy webinarami?

To nie jest Ci potrzebne. Wszystko, czego potrzebujesz do szczęścia, jest w Tobie. Daj sobie szansę, żeby to znaleźć. Odłącz się od social mediów. Przestań marnować czas na obserwowanie życia obcych ludzi, którzy zarabiają na tym, że marnujesz swój czas i energię na obserwowanie ich życia i słuchanie tego, co mają akurat do powiedzenia. Usiądź i pomyśl, czego tak naprawdę chcesz. Próbuj nowych rzeczy. Nie bój się. Bo….

Kiedyś umrzesz. Może za 50 lat, może za 70, a może za 10. Żyj więc tak, jak lubisz. Dopóki nikt nie musi przyjmować Twojego ciężaru na swoje barki oraz nikogo nie krzywdzisz, nie dzieje się nic złego. Rób zawsze to, co w danym momencie uważasz za słuszne”.