Jestem właśnie po dość trudnej rozmowie. Takiej, podczas której ktoś mówi, ktoś krzyczy, ktoś płacze i ktoś musi wyjść. Takiej, w trakcie której usłyszałam, że nie mam celu w życiu i jak ja sobie wyobrażam dalsze funkcjonowanie.
Pomyśleć, że zaczęło się od tematu zwiększania zasięgu na blogu…
Nie mam celu w życiu, czy to czyni mnie gorszym?
W trakcie wspomnianej rozmowy ponad kilkanaście razy usłyszałam, że MUSZĘ ZNALEŹĆ W ŻYCIU CEL.
Żeby przybliżyć Wam otoczkę sprawy, musiałabym opisać tu rzeczy, których opisywać nie chcę, bo czasy brania innych na litość dawno mi już minęły. Moje dzieciństwo nie było łatwe (ha, a czyje było?) z kilku powodów. Przez to byłam cicha i trochę zahukana. Problemy emocjonalne i to silne były dla mnie codziennością. Instytucja szkoły mogła dla mnie nie istnieć (samą naukę zaś uwielbiałam), było więc kilka wizyt u pedagoga, który powtarzał, że muszę chodzić do szkoły, bo rodzice będą mieli przeze mnie problemy. Byłam też u psychologów, którzy niczego nowego do mojego życia nie wnieśli. I tak przez 20 lat.
Każdej jednej rzeczy, która dotyczyła kwestii mojej psychiki, nauczyłam się sama. To, jak teraz wygląda moje życie, to w większości moja zasługa.
Nauczyłam się, że religia niszczy ludzi.
Nauczyłam się, że toksyczne relacje niszczą ludzi.
Nauczyłam się, że nie można produkować kolejnego człowieka, dopóki nie poukłada się samemu ze sobą.
Nauczyłam się odnajdywać szczęście w drobnych pierwiastkach codzienności.
Nie mam celu w życiu, czy to źle?
Wiecie (a jeśli nie wiedzieliście, to teraz już wiecie), że jestem copywriterem. Tworząc wpisy zawsze sprawdzam, na które frazy chcę ukierunkować konkretny post. Wpisałam więc „nie mam celu w życiu” i co? 131 000 000 wyników. Słownie: sto trzydzieści jeden MILIONÓW stwierdzeń, że ktoś nie ma celu w życiu.
Zdesperowani ludzie piszą na forach:
- mam 25 lat i zero celu w życiu,
- mam 30/40 lat i nie mam celu,
- mam 18 lat i przegrałam życie.
No bo przecież jak kończysz szkołę i nie wiesz, jakie studia wybrać, to do niczego się nie nadajesz i jesteś życiowym przegrywem, prawda? Jak lubisz pisać wiersze to i tak musisz robić inżyniera, bo humaniści to nieuki pracujący w McDonaldzie, prawda? Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność.
Pst! To też jest fajne 🙂
- „Jak nas widzą” – będziecie kląć z oburzenia! [RECENZJA]
- Własna firma w jeden dzień. Da się?
- „Trzy kropki” Dawida Ciemięgi, czyli dlaczego ludzie są idiotami?
Jak znaleźć cel w życiu (jak ja to widzę)?
Zdarza Ci się płakać z poczucia bezsilności i bycia niewystarczająco dobrym? Masz depresję, bo czujesz silną presję znalezienia życiowego celu? Zdarzają Ci się myśli samobójcze?
Nie martw się, znalezienie celu nie jest takie trudne. Możesz to zrobić w 5 minut! Tak, dobrze widzisz, w 5 minut! Wystarczy, że weźmiesz do ręki kartkę i długopis, a przez następne 5 minut skupisz się tylko na tej jednej, prostej czynności. Wypisz rzeczy, które lubisz lub chciałbyś robić, nie ograniczaj się i pisz wszystko, co przyjdzie Ci na myśl. W momencie, w którym popłaczesz się nad kartką, znalazłeś swój cel!
Jeśli Ci się nie udało, zapraszam Cię do mojego e-booka, w którym krok po kroku przeprowadzę Cię przez proces poszukiwania celu. Gwarantuję, ta książka odmieni Twoje życie. Promocja tylko do północy!
Serio, znalazłam coś tego typu na pierwszych stronach Google! Tak tworzy się posty, kiedy „Biblia copywritingu” Pana Puzyrkiewicza wchodzi za mocno.
Wiecie, co mi to przypomina? Cudowny sposób na to, jak poradzić sobie z zaparciami.
Męczą Cię uporczywe zaparcia? Ta prosta metoda pozwoli Ci wysrać się w ciągu następnych 5 minut! Tylko 5 minut i Twoje jelita będą jak nowe. Weź do ręki cegłę i walnij się w czoło. Im mocniej uderzysz, tym szybciej zesrasz się z bólu.
Nie pomogło? Tylko dziś do północy możesz skorzystać z 70% rabatu na poradnik, z którego dowiesz się, pod jakim kątem trzymać cegłę, żeby ból sam otworzył Twoje zwieracze. Szybko i bez wysiłku. Spiesz się!
Nie wiem, co bardziej mnie przeraża. Eksperci od wszystkiego tworzący coachingowe poradniki czy to, że niektórzy naprawdę uzależniają swoje szczęście od tego najważniejszego celu! Zamiast żyć szukają informacji i trafiają na takie dziadostwo. Robią testy i kupują książki by dowiedzieć się, co mają robić w życiu. Pytają o rady ludzi, którzy w dupie byli i gówno widzieli. To, co dla Ciebie ma stać się wyznacznikiem szczęścia, dla innych jest warte 15 złotych, które zostaje im ze sprzedaży książki po odprowadzeniu podatków.
Musisz znaleźć swój życiowy cel!
– Czy Ty w ogóle wiesz, co chcesz robić w życiu? Jaki masz cel? To tak, jak z grupą docelową na blogu. Jak nie sprecyzujesz, do kogo piszesz, to będziesz pisać sama dla siebie. Jak nie sprecyzujesz, co chcesz robić w życiu, to po co żyjesz?
– Czy to znaczy, że mam iść się powiesić?
– Oczywiście, że nie. Ale zobacz. Anka chciała dobrze zdać maturę, robiła kilka podejść i zdała. Zrobiła licencjat, teraz robi magisterkę, do tego dostała się na renomowaną uczelnię w stolicy. Ma dwie prace i dobrze zarabia. Stawia sobie cele, osiąga je i podnosi poprzeczkę coraz wyżej.
– Ale ta sama Ania czasem dzwoni i płacze mi w telefon. Nie lubi swoich studiów, nie chce z nimi wiązać przyszłości i nie lubi aktualnej pracy. Miewa stany depresyjne i nie czuje się szczęśliwa…
– Ale stawia sobie cele i je osiąga!
Imiona zmienione, ale taki dialog naprawdę miał miejsce.
Ile razy ktoś Ci mówił, że MUSISZ?
- Musisz dobrze zdać maturę, najlepiej jak nawięcej przedmiotów na poziomie rozszerzonym.
- Musisz dobrze wybrać studia (masz szczęście, jesli jesteś w tym gronie, które w wieku 19 lat wie, co chce dalej robić, bo jak nie, to trochę gorzej).
- Musisz znaleźć drugą połówkę, z którą będziecie się we wszystkim zgadzać.
- Musisz studiować techniczny kierunek, a po zajęciach i w weekendy dorabiać, inaczej jesteś leniem.
- Musisz wyszumieć się na studiach, bo potem zostanie Ci tylko mąż/żona.
- Musisz wziąć ślub po kilku latach związku. I koniecznie mieć wesele!
- Musisz mieć dzieci. Byle nie jedno, bo będzie mu smutno. I nie więcej niż troje, bo będziesz chodzącym 500+.
- Musisz, kobieto, być kobietą niezależną – mieć dobrą pracę, spełniać się zawodowo, kochać bezgranicznie dzieci, dbać o męża, mieć czysto w domu. Dwudaniowy obiad i domowe ciasta też musisz robić. I pamiętaj, że mądra kobieta musi sobie doskonale radzić zarówno w szczęśliwym małżeństwie, jak i wtedy, gdy zostaje samotną matką.
- Musisz, mężczyzno, dobrze zarabiać – pieniądze są Twoją przepustką do życia. Znajdź sobie piękną kobietę, dbaj o nią i rozpieszczaj, ale nie pozwól zapomnieć, kto rządzi w domu. Miej jaja.
- Musisz być spokojna i opanowana, krzyki i brak panowania nad sobą to słabość charakteru.
- Musisz wstawiać do social mediów zdjęcia z uśmiechniętymi twarzami.
- Musisz pracować na etat, żeby zapewnić sobie stabilną sytuację finansową.
- Musisz pracować 20 godzin na dobę, jeśli wybrałeś ścieżkę przedsiębiorcy. Pamiętaj, przedsiębiorca nie marnuje czasu na sen!
- Musisz być fit. Jeśli nie jesteś fit, to mów, że akceptujesz swoje ciało i szerzysz bodypositive (zwłaszcza, jeśli tak nie jest).
- Musisz mówić, że dzieci z wadami wrodzonymi i deformacjami są piękne i inteligentne. Nawet, jeśli nie są.
- Musisz być feministką. Albo nienawidzić feministek. To zależy, po której stoisz stronie.
- Musisz wierzyć w Boga. Chrześcijańskiego, rzecz jasna. Musisz szanować Biblię, Koran już niekoniecznie. Lub na odwrót.
Jak tak teraz czytam te wszystkie „musisz”, to współczuję wielu ludziom. To są dziesiątki decyzji dziennie, podejmowanych w zgodzie z priorytetami ustalonymi z góry. I nawet nie dziwię się, że mnóstwo osób żyje w taki sposób. Od dziecka wpaja im się to, co „muszą”, zaś lista tych rzeczy i zachowań nie ma końca. Nie ma czasu na pobycie z własnymi myślami i zastanowienie się, czego tak naprawdę oczekujemy od życia. Albo czego absolutnie nie chcemy.
Te wszystkie decyzje nie są złe same w sobie. Pod warunkiem, że CHCESZ tak żyć, bądź przynajmniej tak Ci się wydaje w danym momencie. Z upływem czasu zmienia się nie tylko nasz wygląd, ale i podejście do życia. Poglądy sprzed dziesięciu lat mogą być teraz nieaktualne i nie powinno to nikogo dziwić.
Twoje życiowe cele nigdy nie będą wystarczające…
Tej toksyczności nie widać na pierwszy rzut oka. Wręcz przeciwnie, łatwo ubrać ją w łatkę „martwię się o Ciebie” czy „dbam o Twoją przyszłość”.
Pomyśl. Jeśli jesteś na tej stronie to znaczy, że szukasz informacji o życiowym celu. Może, podobnie jak mi, ktoś Ci powiedział, że musisz go znaleźć jak najszybciej, bo inaczej życie przecieknie Ci przez palce.
Tylko jak zdefiniować ten cel? Widzisz, wbrew pozorom ludzie, którzy mówią o wyznaczaniu celów rzadko kiedy mają na myśli to, co naprawdę chcesz robić.
- Chcesz się wysypiać – codziennie bite osiem godzin. Co za marnotrawstwo czasu!
- Chcesz zarabiać na bieżąco i wydawać pieniądze na podróże. Co za nieodpowiedzialność!
- Chcesz być dobrym człowiekiem i żyć w zgodzie ze sobą. Okej, ale gdzie ten cel?
Gdzie cel, który można przełożyć na pieniądze? Bycie dobrym człowiekiem jest niemierzalne, ich zdaniem nie może więc być celem samym w sobie!
– Jaki jest Twój życiowy cel? – pytają.
– Chcę być szczęśliwa – odpowiadam.
– Ale jak to osiągniesz? Gdzie będziesz szukać dobrze płatnej pracy? Jakie studia wybierzesz? – bo tylko pieniądze i prestiż oparty na wykształceniu mogą dać szczęście, prawda?
„Życiowy cel” – słyszysz, jak to brzmi? To taka wartość na zawsze, najwyższa i najważniejsza, do której dążysz mimo przeciwnościom. Jeśli coś jest dla nas ważne, to nie zmieniamy co chwilę zdania w tej kwestii. Jak więc pogodzić to, że dziś jesteś fotografem amatorem i może założysz kiedyś firmę, ale w sumie to lubisz też pisać i myślisz o blogu? No, jeszcze poradnik fotograficzny, najlepiej w trzech częściach, każda sprzedawana po stówce na czysto to ujdzie, możemy to uznać za cel. Ale tak bajadurzyć, raz o tym, raz o tamtym?
Moja koleżanka, która – w przeciwieństwie do mnie – skończyła mechanikę, jakiś czas temu dzwoniła i opowiadała o swojej aktualnej pracy. Jest zadowolona, pieniądze są dobre, jej sytuacja jest stabilna. Ale żebyście słyszeli ją parę lat temu, jak była zajarana swoją kilkutygodniową podróżą maluchem po Europie! Wzięła oszczędności i wydała je na podróż. Przez całe studia wydawała wszystkie pieniądze na to, co kocha robić. Straszna nieodpowiedzialność, prawda? A ile szczęścia!
To nic złego, że ciągle zmieniasz zdanie
Kiedyś myślałam, że studia, które wybrałam, zagwarantują mi stabilną przyszłość. Nawet, jeśli nie nadawałam się do liczenia całek, to musiałam zaliczać przedmioty, żeby przechodzić dalej, i tak prawie 3 lata. Potem dostałam w ogóle nie ambitną, ale za to dobrze płatną pracę. Niezbyt ją lubiłam, ale kasa była dobra i zapewniała stabilizację. Po roku zaczęłam przebąkiwać o zmianie. Ale gdyby punkt w moim mieście nie był nierentowny, pewnie w dalszym ciągu bym tam siedziała.
Robimy to samo ze studiami, pracą, związkami. Trzymamy się kurczowo rzeczy, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Do takich, które dają nam pozorną stabilność. Pamiętam, jak na rozmowie o pracę wyszczerzona pani z działu HR zapytała, dlaczego na zdjęciu mam rude włosy, a na rozmowie już blond. Hm, pomyślmy, bo to zdjęcie sprzed 3 lat? Bo lubię zmiany? Oj, stwierdzenie „lubię zmiany” nie jest mile widziane w środowisku biznesowym. To może oznaczać, że zmienisz pracę, jeśli tylko przestanie Ci się ona podobać. No i prawda!
Pamiętam, że przełomowym czynnikiem w moim podejściu do zmian były słowa Michała Szafrańskiego (którego przykład przytaczałam też we wpisie o tym, jak przestać porównywać się z innymi). Michał w ogóle jest postacią, która przyczyniła się do wielu zmian w moim życiu. Czytałam jego wpis o obawach, które się w nim piętrzyły, kiedy miał porzucić etat i skupić całkowicie na blogu. Wspominał też o tym, że kilka razy się przebranżawiał i nie wyklucza tego ponownie w przyszłości. Milioner, inwestor, kojarzący się z pieniędzmi i stabilnością, pozwala sobie co kilka lat zmieniać zdanie na temat tego, co chce robić? A właściwie dlaczego nie?
Wtedy właśnie pomyślałam, że nie ma nic złego w tym, że sama nie do końca wiem, jak chcę prowadzić ten blog. Najpierw myślałam o utrzymywaniu się w przyszłości ze współprac. Potem zaczęłam przygodę z copywritingiem i tak się wkręciłam, że zaczęłam traktować blog jak swoje portfolio. A teraz nie widzę problemu z tym, by połączyć jedno z drugim, a w przyszłości skupić też swoje działania na czymś innym.
Jeśli nie masz celu w życiu, to… nic!
Wiem, że włożyłam kij w mrowisko. Przedstawiciele wyższej rasy, zwani też coachami, mogą mnie uważać za beznadziejny przypadek. Lenia, który nic nie robi ze swoim życiem. A ja, solidarnie, mam prawo mieć to gdzieś. Dla mnie liczy się życie zgodne ze swoimi wartościami i uznanie przed samą sobą.
Zawsze, kiedy ktoś usilnie próbuje wpłynąć na moje działania czy poczucie wartości powtarzam sobie pewne słowa.
Kiedyś umrzesz. Może za 50 lat, może za 70, a może za 10. Masz za sobą już 25, z czego przez ostatnie 5 podejmujesz decyzje bardziej świadomie. Żyj więc tak, jak lubisz. Dopóki nikt nie musi przyjmować Twojego ciężaru na swoje barki oraz nikogo nie krzywdzisz, nie dzieje się nic złego. Rób to, co w danym momencie uważasz za słuszne.
To może się wydawać śmieszne. Ale to samo powtarzam sobie, kiedy mam tak beznadziejne dni, że nic mi się nie chce i nie mogę się na niczym skupić. Mówię sobie wtedy: kiedyś umrzesz.
Dlatego, jeśli czujesz, że ktoś usilnie wpiera Ci swoje wartości, przypomnij sobie te słowa. Kiedyś umrzesz. Czy chcesz przez następne kilkadziesiąt lat przed śmiercią spełniać czyjeś oczekiwania? Czy nie lepiej przeżyć te lata w zgodzie ze sobą i próbować wszystkiego, czego tylko zapragniesz?
Mam do Ciebie prośbę. Tak, to będą tak zwane „żebry o zasięgi”. Jeśli ten tekst Ci się podobał (albo masz inne zdanie, które chcesz kulturalnie wyrazić), zostaw po sobie komentarz. Jeżeli znasz kogoś, komu ten tekst mógłby pomóc, udostępnij artykuł.
I pamiętaj – kiedyś umrzesz, więc nie marnuj życia na spełnianie celów, które wyznaczają Ci inni.