Dziś w końcu miałam zabrać się do większego projektu, który układam w głowie od tygodni. Jednak nie mogąc skupić się na pracy, zaczęłam scrollować social media. No i proszę, szybko trafiłam na coś, co zmotywowało mnie do natychmiastowego odpalenia bloga. Co to było? Na jednej z grup umieszczono grafikę ukazującą dostęp do aborcji w Polsce, w tym przypadku chodziło konkretnie o Podkarpacie.
Kto mnie zna, ten wie, że temat aborcji porusza mnie bardzo. Jeśli chcecie wiedzieć jak bardzo, odsyłam do wpisu, w którym piszę o tym, że nie zamierzam rodzić ani wychowywać nieuleczalnie chorego dziecka.
Jak wygląda prawo określające dostęp do aborcji w Polsce?
Ustawa z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zezwala na wykonanie aborcji w naszym kraju w 3 przypadkach:
- gdy ciąża stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia matki,
- gdy badanie prenatalne potwierdzone orzeczeniem dwóch lekarzy wskazuje na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu,
- gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
Ustawa do kosza, ale o tym wszyscy zwolennicy liberalizacji prawa do aborcji wiedzą. Dziś chciałabym się skupić na czymś innym, a mianowicie nad tym, jak rzeczywiście wygląda proces możliwości wykonania aborcji. I czy w ogóle wygląda, bo wiecie, żeby ocenić, jak coś działa, to najpierw… musi działać!
Jak wygląda rzeczywisty dostęp do aborcji w Polsce?
Chujowo. I na tym mogłabym się zatrzymać, ale rozwinę. Teoretycznie moglibyśmy uznać, że okej, prawo jest bardzo restrykcyjne i dopóki się nie zmieni, skorzystać z niego mogą tylko kobiety kwalifikujące się do określonych ustawą przypadków, natomiast cała reszta zasili budżet „wstrętnych, tfu, lewackich” państw.
Tylko że u nas w rzeczywistości nie wykonuje się terminacji ciąży nawet w przypadkach określonych ustawą o dostępie do aborcji!!!
Jest pewien zapis w Ustawie z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Kilka zdań, które niszczą życia wielu kobiet (ale co tam, niech niosą swój krzyż). Art.39 tejże ustawy to nic innego, jak klauzula sumienia, którą zasłaniają się setki lekarzy. Co gorsza, stosują z tego przepisu tylko jeden fragment, czyli ten działający na ich korzyść. Kwestię odsyłania do innego zakładu opieki zdrowotnej sprytnie zamiata się pod dywan. Na mocy klauzuli sumienia lekarz może odmówić wykonania badań prenatalnych, wykonania terminacji ciąży, zaś pani w aptece może nie sprzedać Ci prezerwatyw czy antykoncepcji hormonalnej z Twojej recepty.

W teorii: badania prenatalne wskazują na nieodwracalne uszkodzenie płodu. Ustawa zezwala na legalne przeprowadzenie aborcji w Polsce. Idziesz do lekarza, ten kieruje Cię do odpowiedniego szpitala, gdzie odbędzie się zabieg. Utopia!
Dostęp do aborcji – klauzula sumienia w praktyce
Na stronie Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny ukazał się wczoraj artykuł o dostępności zabiegu przerwania ciąży w Rzeszowie. Zachęcam do zapoznania się z całym wpisem na ich stronie. Tymczasem skupię się na tym, co najbardziej mnie oburzyło, mianowicie paradoks ukazany na grafice z poniższego screena.

Przed chwilą była teoria, przyszedł czas na praktykę. Informacje w tabeli są teraz znane, ale nie myślcie, że istnieje jakaś specjalna wywieszka dla pacjentów albo lista: tu robimy aborcję, tu mamy klauzulę sumienia – to tak nie działa.
Przykład. Ciążę prowadzi lekarz w rzeszowskim szpitalu im. Jana Pawła II. Prawidłowo w czasie ciąży badania prenatalne powinny odbyć się 3 razy: w 12 tygodniu, 20 tygodniu oraz 30 tygodniu ciąży. Przyjmijmy, że badania wykazały nieprawidłowość już za pierwszym razem i zostały one potwierdzone przez dwóch niezależnych lekarzy. Ciąża kwalifikuje się do terminacji. Teoretycznie lekarze w tym szpitalu nie obowiązuje klauzula, ale ups, w przypadku podejrzenia wad płodu pacjentki kierowane są do szpitala Pro-Familia. Kobieta czeka na wizytę – tydzień, miesiąc, różnie. Na wizycie kolejne ups, bowiem w szpitalu Pro-Familia nie wykonuje się takich zabiegów z powodu klauzuli sumienia podpisanej przez wszystkich (!) lekarzy. Co więcej, Pro-Familia jest tak bardzo NiePro-Kobieta, że nie odsyła pacjentki do szpitala, który wykona LEGALNY zabieg. Mijają kolejne tygodnie, kobieta szuka kolejnego szpitala, na przykład tego im. F. Chopina, który podobnie jak poprzednik nie wykonuje aborcji oraz nie odsyła do innych placówek.
I jakby… Już nawet nie wiem, czy mnie to przeraża, czy jest mi to obojętne, bo przecież wiemy, że żyjemy w świeckim kraju, w którym rządzi kościół. Tutaj każde życie jest święte, dopóki się nie narodzi, dopóki nie jest lewakiem, dopóki nie jest LGBT. Zdeformowane płody powinny się narodzić, zostać ochrzczone i żyć by zaraz potem umrzeć, skoro „panbuk” na to pozwolił, ale już dzieci z in vitro to nie ludzie i żyć nie powinny, tak po prostu. Uwielbiam religijną logikę, jest taka… do dupy.
Ale pytam się, jaki inteligent wpadł na pomysł, by kobiety kwalifikujące się do zabiegu przerwania ciąży odsyłać do szpitala, o którym z góry wiadomo, że absolutnie nie podejmie się tego zabiegu? Kto mi wmówi, że to nie jest celowe działanie?
Pst! To też jest fajne 🙂
- Kiedy Polska stanie się drugą Koreą Północną?
- Dlaczego nie mam celu w życiu i nie zamierzam wieszać się z tego powodu?
- „Jak nas widzą” – będziecie kląć z oburzenia! [RECENZJA]
Dlaczego dostęp do aborcji w Polsce jest tak utrudniony?
Nie zastanawia Was czasem, dlaczego całe szpitale mają podpisane klauzule sumienia? I to nie tylko szpitale w mojej opinii antyludzkie, jak Pro-Familia (ciekawe, czy chrzczą od razu po wyjęciu noworodka z macicy), ale nawet pozornie zwykłe placówki? Chyba nikt nie myśli, że serio każdy jeden lekarz nagle jest taki wierzący i nie chce wykonywać terminacji ciąży…
A może po prostu lekarze chcą mieć za co żyć? A dopóki prawo się nie zmieni, nie będzie to możliwe. Nikt nie sprzeciwi się władzy, bo nie chce wylecieć z pracy, to proste. Kościół napędza wiernych do urn, a żaden rząd nie pozwoli sobie na brak poparcia instytucji kościelnych. Rząd daje kasę na kościół, kościół daje głosy na wyborach. No i Polacy to wyjątkowo nudny i zawistny naród. Tak nudny, że zagląda wszystkim do łóżek i tak zawistny, że jeśli sam męczy się z niechcianymi dziećmi, to nie dopuści, by ktoś inny prowadził wolne i szczęśliwe życie.
I nie zamierzam oceniać lekarzy, którzy tylko oficjalnie zasłaniają się klauzulą sumienia. Bo jak już wspomniałam we wcześniejszym wpisie, nie chodzi o to, by leczyć rany, ale żeby im zapobiegać.
Inne kraje ucieszą się, że zasilisz ich budżet!
Powtórzę teraz to, o czym pisałam w moim poprzednim artykule o aborcji. Możemy płakać, możemy prosić, grozić, protestować, ale cały czas jest to działanie na skutek, nie przyczynę. Prawo do legalnej aborcji w innych przypadkach jest potrzebne, ale o czym my mówimy, jeśli nasz kraj nie chroni kobiet nawet w kwestii należnych im praw?
Śmiem twierdzić, że głównym problemem nie jest dostęp do legalnej aborcji, ale niska świadomość kobiet w Polsce na temat nie tylko edukacji seksualnej, ale i edukacji finansowej. Nawet gdyby aborcja była w naszym kraju zupełnie zakazana, to wystarczy pojechać do jednego z krajów sąsiedzkich. Ale na to potrzebne są pieniądze, a przecież wiemy, jak wygląda edukacja finansowa w szkole. Na przykład moja klasa na Podstawach przedsiębiorczości słuchała opinii prowadzącego odnośnie aktualnej sytuacji w kraju i na świecie, bynajmniej jednak nie w kontekście gospodarczym. Raz na 2 miesiące pisaliśmy sprawdzian z książki. I to tyle z edukacji finansowej. Nikomu na niej nie zależy, podobnie jak na edukacji seksualnej, bo świadomi obywatele to jednocześnie mniej podatni na manipulację!
Powiem Wam, co zrobiłam ja. Jak jeszcze byłam gówniarą i trochę starszą gówniarą bez swoich pieniędzy, to nawet nie myślałam o niechcianej ciąży. Zawsze byłam zwolenniczką stałego dostępu do aborcji, jednak od początku wiedziałam, że antykoncepcja jest potrzebna. Wiedziałam też, że w ciążę można zajść w trakcie okresu, że plemniki żyją więcej niż dwie godziny i do zapłodnienia może dojść nawet kilkadziesiąt godzin po stosunku. Seks nigdy nie był dla mnie czymś w stylu: niech się dzieje.
Kiedy zarobiłam pierwsze większe pieniądze, to pierwszą rzeczą, na jaką odłożyłam pieniądze, były fundusze na czarną godzinę. Ciążową czarną godzinę. Tuż po otrzymaniu drugiej wypłaty odłożyłam 2000zł i nie wzięłam tej gotówki na inny cel. Na szczęście w moim przypadku antykoncepcja nigdy nie zawiodła, toteż nie musiałam tych pieniędzy wykorzystywać. Mam też nadzieję, że nigdy nie będę musiała, bo nie znoszę pobierania krwi, strzykawek i ogólnie szpitali. Gdyby jednak zaistniała taka sytuacja, jestem na nią przygotowana.
Z tej opcji skorzystałabym również, nawet gdyby ewentualna ciąża kwalifikowała się do legalnej aborcji w Polsce. Wyobrażacie to sobie? Kobieta z zagrożeniem życia, płodem z wadą wrodzoną albo traumą po gwałcie i miesiące stresu i jeżdżenia od szpitala do szpitala? Auto, godzina drogi, kilka tysięcy złotych i po sprawie. Skoro mój kraj nie chce moich pieniędzy, to wydam je tam, gdzie chętnie je przyjmą i nikt nie potraktuje mnie jak zło konieczne.
No i co komu po zakazie, skoro kobiety mogą pojechać 200km dalej i wydać swoje pieniądze tak, jak wydają je na zakupy? Słowacja, Niemcy czy Czechy bardzo chętnie przyjmują pacjentki z Polski, tym samym zasilamy ich budżety. Dlatego uważam, że bardziej, niż protesty, konieczne jest uświadamianie kobiet o tym, jak powinny się przygotować na wypadek niechcianej ciąży.
Jak zabezpieczyć się przed niechcianą ciążą – 3 kroki
Są 3 kroki, które moim zdaniem kobiety powinny poczynić już wcześniej, aby zabezpieczyć się na wypadek niechcianej ciąży. Oczywiście, poza standardową antykoncepcją, bez której ani rusz!
- Zaopatrz się w pigułkę „po”. Z tego, co mi wiadomo, lekarze raczej nie przepiszą jej na zaś. Możesz iść i skłamać, że zawiodło zabezpieczenie i potrzebujesz recepty. Jeśli mieszkasz przy granicy, udaj się do najbliższej apteki np. w Niemczech i kup jedną czy dwie pigułki na zapas (Tobie nie musi się przydać, ale możesz uratować tym życie komuś, kto ma problem z otrzymaniem recepty na czas!).
- Odłóż pieniądze na zabieg. Google podpowiada mi artykuł z naTemat.pl, gdzie w 2014 roku podano stawki oscylujące wokół poniższych kwot: Słowacja 370 euro, Niemcy 420 euro, Austria 500 euro, Holandia 920 euro.
- Dowiedz się, do której kliniki udasz się w przypadku niechcianej ciąży. Najczęściej obieranym przez Polki kierunkiem jest Słowacja i Niemcy. Dowiedz się, gdzie jest najbliższa klinika wykonująca aborcję. W przypadku moim oraz innych kobiet mieszkających przy zachodniej granicy pierwszym wyborem będzie Prenzlau, 50km od Szczecina. Jeśli mieszkasz blisko granicy ze Słowacją, poszukaj kliniki z dobrą opinią. Jeśli masz pod nosem lotnisko – leć dokąd tylko chcesz (no, poza Irlandią i Maltą 🙂 ).
Pomoc dla kobiet potrzebujących aborcji
Jeśli potrzebujesz pomocy czy informacji, zostawiam dwa linki, które mogą Ci się przydać:
- Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny – serwis oferuje pomoc kobietom, którym ogranicza się dostęp do ich praw (tak jak wspomniana wcześniej legalna aborcja). Jeśli Twoja ciąża kwalifikuje się do legalnej aborcji, najlepiej napisz do nich z prośbą o pokierowanie Cię do kliniki w Polsce, która wykonuje zabieg. Posiadają też bazę wiedzy o tym, co robić w przypadku łamania praw kobiet związanych z planowaniem rodziny, czyli problemy z antykoncepcją hormonalną czy też awaryjną.
- WomenOnWeb – jeśli jesteś w niechcianej ciąży i potrzebujesz pigułek, ten serwis ten pomoże Ci w dostępie do bezpiecznej aborcji medycznej. To bardzo ważna strona w pilnych przypadkach – koniecznie zapisz sobie ten link!
Nie będę się silić na jakąś wymowną puentę na temat aktualnej sytuacji w Polsce. Zabezpieczenie w postaci antykoncepcji, finansów i informacji to nasza jedyna broń do walki z absurdalnym systemem.